Podwyżki cen biletów komunikacyjnych

Krakowian czekają podwyżki cen biletów

Pandemia spowodowała znaczne straty finansowe w wielu sektorach działalności publicznej. Nie ominęły one również komunikacji miejskiej. Z tego tytułu Zarząd Transportu Publicznego wystąpił z propozycją zmiany dotychczas obowiązującej taryfy biletowej. Jak bardzo podwyżki cen biletów obciążą domowe budżety i czy Kraków faktycznie nie ma gdzie szukać oszczędności?

Tylko w okresie od marca do maja wpływy z biletów komunikacyjnych zmalały o 50 mln zł. W najgorszym czasie trwania pandemii i przy największych obostrzeniach tygodniowe zyski były uboższe o 7,4 mln zł. Dodatkowo już w tym roku miasto przewidziało deficyt budżetowy na transport publiczny w wysokości 300 mln zł. ZTP w Krakowie prognozuje, że do końca 2020 roku straty finansowe sięgną nawet 140 mln zł. Po dodaniu obu kwot powstaje niemalże półmiliardowa dziura budżetowa. Dlatego też ZTP wystąpił z propozycją uchwalenia nowej taryfy cen biletów komunikacyjnych, nad którą ma debatować zespół zadaniowy ds. przeciwdziałania skutkom pandemii COVID-19.

Podwyżki cen biletów – godzina przejazdu za 6 zł

Złożony przez ZTP projekt zakłada podzielenie Krakowa na trzy strefy. I miałaby przebiegać zgodnie z granicami administracyjnymi miasta. II i III ma objąć miasta i gminy, które współpracują ze stolicą Małopolski w zakresie lokalnego transportu. Planowane podwyżki cen biletów dotyczą wszystkich rodzajów biletów komunikacyjnych i są związane również ze skracaniem czasu ważności zakupionych biletów. W projekcie czytamy, że jednoprzejazdowy bilet 20-minutowy miałby zostać zastąpiony 10-minutowym w cenie 3 zł. Na miejsce 50-minutowego kosztującego obecnie 4,60 zł planuje się wprowadzenie godzinnego za 6 zł. Natomiast bilet uprawniający do 90-minutowego przejazdu zdrożałby o kilkadziesiąt procent i byłby do nabycia za 8 zł.

Wzrosnąć miałyby również ceny biletów okresowych. Posiadacz Krakowskiej Karty Miejskiej (osoba zameldowana bądź tylko rozliczająca się w Krakowie) zamiast zapłacić za bilet miesięczny na wszystkie linie 69 zł, będzie zmuszony uiścić należność w wysokości 96 zł (przy założeniu, że kupujący będzie podróżował w I strefie, ponieważ w II oraz III opłata wyniesie 110 zł), co i tak stawia go w lepszej sytuacji od osoby, która takowej karty nie ma – wówczas miesięczne podróżowanie komunikacją miejską kosztuje 128 zł. Ponadto w planach jest likwidacja biletów na jedną i dwie linie.

Krakowianie protestują

Niedługo po przekazaniu do wiadomości publicznej, że krakowian mogą czekać podwyżki cen biletów w Internecie zawrzało. Na Facebooku zorganizowano wydarzenie pt. „Nie dla podwyższenia cen biletów!”. Stworzono także specjalny fanpage o zbliżonym charakterze, pt.: „Stop podwyżkom cen biletów MPK w Krakowie”. Złożono też petycję do prezydenta Jacka Majchrowskiego. Inicjatorami wszystkich wspomnianych akcji są Magdalena Dropek oraz Tomasz Leśniak. Można ich było spotkać w popularnych komunikacyjnie miejscach – na Plantach lub pod Halą Targową, gdzie aktywiści zachęcali przechodniów do podpisania petycji. W połowie sierpnia pod złożonym postulatem widnieje już 4700 podpisów.

Rezultat? Na najbliższej, sierpniowej sesji Rady Miasta nie odbędzie się głosowanie w sprawie podwyżek cen biletów. Natomiast w samej petycji możemy przeczytać również apel o odwołanie sportowej imprezy zaplanowanej na 2023 r.: Panie Prezydencie, ten kryzys jest dobrym momentem na rezygnację z kontrowersyjnych inwestycji (np. Igrzysk Europejskich, remontu stadionu Wisły), a nie cięcia w kluczowych dla jakości życia mieszkańców usługach publicznych. Z kolei Jacek Majchrowski zaznacza, że finansowanie Igrzysk – zarówno pod kątem niezbędnych obiektów sportowych, jak i infrastruktury drogowej – ma zostać pokryte z budżetu państwa. Dzięki temu Kraków nie zostanie dodatkowo obciążony finansowo.

Czy można mówić o lepszym rozwiązaniu?

Na ten moment, zarówno prezydent Majchrowski, jak i Sebastian Kowal z ZTP są zdania, że radni nie przyjmą propozycji dotyczących zmiany stawek w jej pierwotnej formie.Nie spotkałem się jeszcze z sytuacją, żeby na propozycję jakichkolwiek podwyżek radni patrzyli przychylnie. Nie dziwi mnie to. Zawsze przyjemniej jest mieszkańcom coś dawać lub obiecywać – podkreśla Jacek Majchrowski. Dodaje, że protestów z reguły nie wywołują wzrosty cen benzyny, gazu czy prądu, ale w przypadku usług świadczonych przez miasto sytuacja wygląda już kompletnie inaczej.

Szukanie oszczędności w różnych dziedzinach działalności publicznej jest konsekwencją pandemii. I to na tyle poważną, że miasto nie potrzebuje znaleźć 100 tys. zł, ale 100 mln zł. Prezydent zaznacza, że oczywiście istnieją alternatywy dla podwyższenia cen biletów, tj. zmniejszenie wydatków na edukację czy opiekę społeczną, ograniczenie częstotliwości kursowania komunikacji miejskiej bądź likwidacja niektórych linii autobusowych. Przede wszystkim będziemy się starać, aby nasza oferta była jak najbardziej dostępna dla pasażerów, aby było jak najwięcej kursów, np. linia nr 50 powinna jeździć bardzo często – stwierdza stanowczo Kowal. Dodaje również, że ciężko jest planować, gdy nie wiadomo, jak będzie wyglądać sytuacja pandemiczna jesienią, a co dopiero w przyszłym roku.

Już nas na to nie stać

Ceny biletów komunikacyjnych w głównych miastach Polski, choć są zróżnicowane, wydają się utrzymywać na podobnym do krakowskiego poziomie. We Wrocławiu bilet 30-dniowy na wszystkie linie kosztuje 90 zł, a miasto także planuje podwyżki. W Gdańsku – 114 zł. W Łodzi 96 zł. Czyli podwyżka z 69 zł do 96 zł nie odbiega od stawek wyliczonych w innych miastach. Można oczywiście się z tym nie zgadzać i pisać protesty, ale od tego ani paliwo, ani energia, ani koszty pracy nie potaniają – argumentuje prezydent Majchrowski. Czy na tej podstawie można wysunąć wniosek, iż Kraków podwyżkami stara się po prostu „dogonić” pozostałe miasta? Oczywiście byłoby to sporym spłyceniem faktów, bo chodzi przede wszystkim o załatanie dziury budżetowej.

Zarząd Transportu Publicznego w Krakowie dostaje od miasta 50 proc. całej kwoty tworzącej budżet. Druga połowa to wpływy z biletów, które – jak wiadomo – są teraz o wiele niższe. Natomiast kwestię wyrównywania cen biletów względem innych miast warto sprawdzić również na przykładzie biletów jednorazowych. Okazuje się, że cena normalnego biletu 90-minutowego w Krakowie i Wrocławiu wynosi obecnie 6 zł, w Warszawie – 7 zł, w Katowicach – 5 zł w wersji papierowej, a 4,40 zł w elektronicznej. Natomiast w Poznaniu to już wydatek rzędu 8 zł, przez co miasto zyskało miano „najdroższego” pod względem komunikacyjnym. Od lipca osoba płacąca podatki w Poznaniu płaci za bilet 30-dniowy metropolitalny w strefie A o 20 zł więcej, tj. 119 zł. Pozostali musieli przygotować się na 34 zł podwyżki i kupowanie biletu za 149 zł.

Niebezpieczeństwo odwrotnego efektu

Przy założeniu, iż użytkownik komunikacji miejskiej będzie musiał w ciągu miesiąca zapłacić kilkadziesiąt zł więcej za podróżowanie po Krakowie, suma opłat wydanych na ten cel z końcem roku może naprawdę obciążyć domowy budżet. Pytanie, czy wiele osób nie będzie wolało zainwestować w zakup roweru bądź elektrycznej hulajnogi. A tymi – przy rozsądnych odległościach – z pewnością szybciej dostanie się do pracy lub na uczelnię, niż poruszając się przepełnionym autobusem.

Wspomnieć należy również o tym, że wiele firm zamierza aktywnie korzystać z opcji zdalnego wykonywania obowiązków. W konsekwencji liczba pasażerów z pewnością zmaleje. Jeśli mamy jakiś ogromny biurowiec, w którym zatrudnia się kilkaset pracowników i nagle oni nie muszą już przyjeżdżać do pracy stacjonarnej, to te 10 autobusów, które ich dowoziło, już nie jest w tym miejscu potrzebnych – podkreśla Sebastian Kowal. Na ten moment nie wiadomo również, jaka sytuacja wyklaruje się w przypadku studentów. Jeśli zajęcia miałyby odbywać się w głównej mierze za pomocą technologii informatycznych, zapewne i część z nich należałoby odliczyć z liczby dziennych pasażerów komunikacji miejskiej.

Przez podwyżki cen biletów przesiądziemy się do samochodów?

Scenariusz, w którym krakowianie masowo wsiadają w auta i tym samym zrezygnują z usług komunikacji miejskiej jest mało prawdopodobny. Po pierwsze – wypracowane sukcesy w kwestii dbania o ekosystem miasta sprawiają, że wiele osób chce jak najbardziej ograniczyć swój wkład w tworzenie smogu. Po drugie – Strefa Płatnego Parkowania również zostanie objęta niebagatelnymi podwyżkami. Przykładowo – abonament mieszkańca za parkowanie w Strefie A kosztuje dziś 10 zł miesięcznie. Po planowanych podwyżkach cena ta miałaby wynieść 100 zł, co stanowi wzrost o 1000 proc. Z pewnością musimy spodziewać się podwyżek, ale pytanie brzmi: czy naprawdę muszą być one tak wysokie? Czas i pandemia to zweryfikują.

Redaktor prowadząca "Krakowskiego Rynku Nieruchomości"

One Response

  1. Wspaniały blog wiele przydatnych informacji zawartych w poszczegolnych postach, Dzieki Ci za to serdeczne, zapraszam także do siebie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *